WASZE HISTORIE

Adopcja dorosłych psów – czy jest się czego bać?

Kiedy patrzę na moje dwa kundelki, biegnące obok siebie kilka kroków przede mną, myślę, że jesteśmy chodzącą reklamą adopcji dorosłych psów. A naprawdę bałam się tej decyzji.

Przeczytałam kilometry tekstów, z których wynikało, że owszem, uśmiech pieska wszystko wynagradza, ale czasami musi wynagrodzić zerwaną tapetę, pogryzione meble albo bolesne do przełknięcia rachunki u weterynarza.

Ponieważ Internet pełen jest nielukrowanych historii i lojalnych ostrzeżeń, założyłam, że nasz pies zrobi wszystko, czego nie chcielibyśmy, żeby robił. Zabezpieczyliśmy, ile się dało. Ostatecznie pchlarz nie wyciął nam żadnego numeru, więc pozytywnie się zdziwiliśmy.

Pierwszy poważny krok

Żyjemy w wynajmowanym mieszkaniu i musieliśmy poprosić właściciela o zgodę na psa. To wbrew pozorom bardzo poważny krok, bo musieliśmy uczciwie przeliczyć, ile może kosztować naprawa wszystkich potencjalnych zniszczeń. Ustaliliśmy, że wyjdziemy ze schroniska z małym psim seniorem, który nie powinien mamlać futryn i zrywać zasłon razem z karniszem.

A potem wyszło tak, stanęłam przed boksem z czarnym kudłaczem, który był tak trzy razy większy niż sobie założyliśmy i z całą pewnością nie był seniorem. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

Pies zamieszkał z nami. Kupiliśmy klatkę kennelową (i spędziłam kilka godzin, czytając instrukcje, jak mądrze ją wprowadzić, ostatecznie po prostu stoi otwarta i służy za normalne legowisko), blokady na wszystkie szafki i bramkę dla dzieci, żeby nie mógł szaleć po schodach.

Nowy domownik

Zabezpieczyliśmy też klatkę ze szczurkami, bo najbardziej baliśmy się, że pies uzna anihilację gryzoni za absolutny priorytet pod nowym dachem. A potem przywieźliśmy Brokuła i nic się nie stało.

Najlepiej z pierwszego dnia zapamiętałam, że na niskim stoliku położyliśmy pizzę, a kundel jej nie dotknął. W ogóle niczego nie dotykał bez pozwolenia. Omijał nasze rzeczy położone na podłodze. Nawet nie pomyślał o skoku na kanapę. Bramka na schodach mogła nie istnieć, bo pies nie robił niczego bez wyraźnej zachęty.

Jeśli chodzi o szczury, zbliżył nos do prętów raz. Wtedy dwustogramowa samiczka alfa w naszym żeńskim stadzie wysunęła łapkę i przywaliła mu prosto w nozdrze. Od tamtej pory patrzył na klatkę z bezpiecznej odległości. Dopóki parę tygodni później nie odkrył, że szczury wypychają na zewnątrz jedzenie, które im nie smakuje.

Za mało mówi się o problemach gastrycznych psiaków ze schronisk

Jedyna rzecz na którą nie byliśmy tak naprawdę gotowi to rozwolnienie. Psia kupa jest leitmotivem moich refleksji nad psami ze schroniska, które w wyniku stresu, częstych zmian karmy (przeważnie to niskiej jakości karma bytowa) oraz wstrzymywania, mają duże problemy z brzuszkami.

Na początku nasz kudłacz był po każdym spacerze utytłany w kupie. Miał przedłużające się rozwolnienie i nie zawsze udało się nam zdążyć wyjść z domu, ponieważ psy o niejasnej przeszłości niekoniecznie potrafią sygnalizować, że muszą.

O tych probemach z żołądkiem bardzo mało się mówi, bo to taki brzydki temat. Przestawienie psa na dietę domową może potrwać nawet kilka tygodni i nie jest to przyjemne (a już na pewno nie pachnie ładnie).

Przy czym łatwiej to przełknąć, kiedy jest się przygotowanym na karuzelę problemów żołądkowych. Pies ma biegunkę, więc weretynarz sugeruje głodówkę. Tylko głodówka powoduje wymioty głodowe, więc pies dostaje coś innego do jedzenia. Więc znowu ma biegunkę. I tak w kółko.

Adopcja dorosłego psa – jak to jest naprawdę?

W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że pewne rzeczy nie są statystycznie możliwe. W schronisku było blisko trzysta psów. To po prostu nie było możliwe, że wybrałam tego jedynego, który pięknie chodził na smyczy, utrzymywał kontakt wzrokowy, nie niszczył, nie wokalizował, respektował zasady i szybko się uczył.

To był straszny moment, bo dotarło do mnie, że w kojcach tylko w tym jednym schronisku zostało ponad dwieście psów, z których wiele mogłoby z marszu pójść do domu. W historiach adopcyjnych przeważają ostrzeżenia, że zabranie dorosłego psa to nie tak hop-siup, że będzie miał swoje zwyczaje, że może coś zniszczyć, może będzie trzeba zatrudnić specjalistę i tak dalej.

Czekałam na psi armageddon, który nigdy nie nastąpił.

Zawsze myślałam, że psy do schroniska trafiły za coś. Coś zniszczyły, ich wychowanie przerosło właścicieli albo robiły komuś duże problemy. Teraz myślę, że dużo z tych psów zostało zawiedzionych przez swoich opiekunów. Straciły swoje domy, bo ktoś chciał pojechać na wakacje, przeprowadzić się, albo po prostu zwierzątko mu się znudziło.

Parę tygodni później przywieźliśmy drugiego psa – a w zasadzie kilkuletnią suczkę, która zza krat kojca szczekała na nas jak opętana. Potem okazała się przerażonym stworzonkiem, któremu człowiek musiał zrobić coś strasznego.

Nic nie zniszczyła, nie narobiła nam problemów, głównie siedziała w kącie i patrzyła pusto w przestrzeń. To co poczułam, kiedy pierwszy raz zamachała ogonem i ucieszyła się na nasz widok, zrozumie tylko ktoś, kto oswajał wycofanego, skrzywdzonego psa.

Bardzo mi łatwo mówić, że było warto, bo nie zaadoptowałam psa z problemami. Dlatego unikam hurraoptymizmu.

Adopcja dorosłych psów – trzy złote rady

Jeśli miałabym dać komuś trzy złote rady dotyczące mądrej adopcji psa, to brzmiałyby one:

  • dobrze się zastanów jakiego chcesz mieć psa, bo jeśli zamierzasz mieć owczarka niemieckiego bo „Komisarz Alex” wszedł za bardzo, to możesz się rozczarować,
  • nastaw się na najgorsze – wybebeszoną kanapę i odrapane drzwi, ale też konflikt z sąsiadami i ryzyko, że twój Fafik wyrwie ci smycz i pogryzie yorka starszej pani z klatki obok, co będzie cię kosztować opinię na osiedlu i gigantyczny rachunek u weterynarza; a potem dobrze przemyśl jak ograniczyć te ryzyka,
  • dopasuj psa do swoich możliwości finansowych – pies kosztuje, zabieranie go na wakacje kosztuje, karma kosztuje, leczenie kosztuje, a tak poza tym to na pewno będzie cię kosztował poświęcony mu czas;

Nie porywaj się na coś, czego nie będziesz w stanie udźwignąć, bo myślenie życzeniowe że „jakoś to będzie” może skoczyć się tak, że pies wróci do schroniska.


Autorka tekstu: Joanna Świątek


Chcesz, żeby więcej Bezdomniaków znalazło kochający dom?

Przekaż swój 1% na rzecz Fundacji Sarigato
Cel szczegółowy: Karmimy Psiaki

KRS 0000 445 475


Pokaż wiecej

Marta Adaśko

Absolwentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prywatnie szczęśliwa właścicielka Neli, najpiękniejszej na świecie suczki w typie owczarka niemieckiego. Od dziecka cierpi na nieuleczalną miłość do zwierzaków.

Powiązanie artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button