WASZE HISTORIE

O odmładzających właściwościach piłek tenisowych – historia adopcji Dżoka

Dżok jest naszą miłością od pierwszego spotkania. Chcielibyśmy Wam opowiedzieć o historii naszej adopcji.

-No patrz, jakie cudo! Jaki ma wachlarz a nie ogon! A ten ma takie piękne ślepia. Przyjdzie takie do Ciebie, umamła mokrym nosem i od razu człowiekowi wszystkie stresy przechodzą –

Wraz ze wzrostem częstotliwości ochów i achów nad każdym napotkanym Psiakiem, zaczęliśmy bardzo poważnie analizować kwestię „Projekt Pies”. Ja, jako ta bardziej pragmatyczna w związku, nie ukrywam, że miałam duże obawy. Przecież oboje pracujemy, mamy kawalerkę, wyjeżdżamy do domów rodzinnych, gdzie w jednym jest kot, a w drugim pies, zazdrosny do granic możliwości, a co z wakacjami? Ale poszliśmy o krok do przodu – zrobiliśmy research.


W grę wchodziła tylko adopcja psa, bo chcieliśmy między innymi uratować chociaż jedno istnienie. Fundacja Przygarnij Psiaka (Dog Rescue) miała na swoim fanpageu dziesiątki zdjęć i opisów, które już na wstępie bardzo nam pomogły. Opisy były szczegółowe, dotyczyły zachowań Psiaka względem innych zwierząt, ludzi, ogólnej potrzeby aktywności, ewentualne specjalne potrzeby. Dodatkowo poprosiliśmy o rozmowę telefoniczną, przedstawiliśmy nasze zagwozdki oraz obawy i uzyskaliśmy mega profesjonalną i konkretną informacje zwrotną, która umocniła nas w tym, że „ej, będzie dobrze, nad czym my się jeszcze zastanawiamy”.  Ci ludzie znają się na tym, co robią.

Dżok – miłość od pierwszego wejrzenia

Pojechaliśmy na pierwszą wizytę, cudowne osoby z Fundacji chciały przedstawić nam jedną sunię do adopcji. Lało wtedy jak z cebra, okolice leśno-ogrodowe niczego nie ułatwiały i my wszyscy pośród błota i kałuż próbowaliśmy rozmawiać i nie zabić się przy okazji. Przedstawiona nam sunia była cudowna, młoda, pełna życia. A mnie coś tknęło – czy możemy zobaczyć Dżoka? Panie były mocno zaskoczone, ale już po chwili szedł on – wielce niezadowolony, że ktoś go wyciągnął na ten deszcz. Niskopodłogowy, z lekko siwym pyszczkiem, szczerbaty senior siadł na bucie Grześka, trzymającego parasol i sapnął.

On tej zimy już nie przeżyje raczej. Wpadł w depresję, nie chce jeść, mimo, że już mu gotujemy w domu mięsko z ryżem.

Z opisu na stronie wiedziałam, że został oddany przez rodzinę jego właściciela, który zapadł w śpiączkę. Po chwili zapytałam, chyba tak retorycznie, które z nich ma większą szanse na adopcję. Wzrok Pań skierował się na żywiołową sunie. Grzesiek nic nie powiedział, ale już wiedział…

Po podpisaniu umowy adopcyjnej, trochę wstrzymywaniu łez radości i powtarzania „ Dżok, wracasz z nami. Nie do kojca. Nie zostajesz tu. Jedziemy do domu” – kiedy nie chciał wychodzić z budynku Fundacji – pojechaliśmy do domu. Chwała wówczas za handlową niedziele, bo zostalibyśmy z podarowanym ręcznikiem z fundacji.

Chorowite początki

Pewnie, że nie zawsze było kolorowo. Na początku okazało się, że nasz około 9 letni senior ma problem z tylną łapką, ustawienie go pod względem układu pokarmowego też zajęło kilka miesięcy, nie obyło się bez niespodziewanych wizyt u weterynarza – oczywiście, zawsze w weekend albo święto.  Z czasem Dżok odżył. I tak jak martwiliśmy się, że już zawsze będzie miał problem, żeby wskoczyć na kanapę, zjeść jakieś psie smaczki, pójść na dłuższy spacer – tak teraz już nawet nie pamiętamy tego okresu.Po pół roku, pies był nie do poznania, zarówno pod względem psychicznym jak i czysto fizycznym! Piłki tenisowe odbierają mu minimum 5 lat ;). A po roku… chyba całkowicie zaakceptował nas, jako swoją rodzinę. I już nie jest tak, że środek dywanu jest super, ja tu będę leżał. Teraz przychodzi, popatrzy w stylu „Ej, posuń się” i wskakuje na kanapę. Samo się nie pomizia.

Nasze nowe, wspólne życie

Dżok jest naszym idealnym psem (no ,chyba, że zaczyna bawić się o 4 rano piszczącymi piłkami – wtedy jest wojna i gonitwa, a potem to już pozostaje tylko kawę zrobić ;)). Wystarczyło trochę dyscypliny i logistyki i w sumie nic w naszym życiu się nie zmieniło.

Wprowadzenie spacerów w rytm dnia jest bezproblemowe – jasne, że listopad przed 7.00 rano nie jest może zbyt optymistyczny, ale za to ile romantycznych, wieczornych spacerów można zaplanować! A ile ludzi się poznaje, zwłaszcza na wybiegu dla psów. Wyjazdy do rodziców też nie stanowią problemu – Grześkowy kot Dżoka w prawdzie nie lubi, więc się unikamy, ale za to z sunią moich rodziców się dogadali. Okazało się też, że większość wycieczek i wakacji jest jak najbardziej wykonalna z psem.

Z praktycznego punktu widzenia, to jedyne, co wymaga sprawdzenia to ewentualny hotel, który przyjmuje zwierzęta – nigdy nie mieliśmy problemu ze znalezieniem takiego.

Dżok w naszym życiu nie utrudnił NIC. A jest niezastąpionym towarzyszem, pocieszycielem, zlizywaczem łez i zjadaczem upuszczonych rzeczy w kuchni. Biedni ludzie, którzy muszą sami się po nie schylać.

A i pamiętajcie, idąc w odwiedziny do sąsiadów upewnijcie się, że nie suszą w salonie na kawowym stoliku 4 kg kiełbasy i szynki! Chociaż… Dżok był zadowolony.

Pokaż wiecej

Powiązanie artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button