WASZE HISTORIE

Nie tak sobie wyobrażałam adopcję psa ze schroniska. Historia Nortona.

Boss był piękny. Pamiętam, że zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Na zdjęciach wyglądał majestatycznie, dumnie, był piękny. A to był mój moment w życiu, chciałam spełnić wszystkie moje marzenia. Zadzwoniłam więc po psa ze schroniska.

– Niestety Boss już pojechał do nowego domu.

– …

– Ale mamy jeszcze jednego dobermana w schronisku.

– W takim razie przyjadę po niego za dwa tygodnie.

Budzik zadzwonił o 5 rano. Czekała mnie kilkugodzinna podróż z przesiadkami. Kiedy pakowałam do plecaka smycz, mama próbowała przemówić do mojego rozsądku.

– Nie jedź. Po co ci taki duży pies? Kupię ci yorka. Zobaczysz, będziesz mieć tylko problemy.

Wyszłam bez słowa, jednak w głowie mnożyły mi się pytania.

Czy dam sobie radę?

Co jeśli nie przypadniemy sobie do gustu? „Przecież zawsze się mogę wycofać”, pokrzepiałam się w duchu. Wciąż przychodziły do mnie SMSy: „Nie bądź głupia, wracaj”, „Jeszcze nie jest za późno, żeby to jeszcze raz przemyśleć”.

Całą podróż jednak wątpliwości kotłowały mi się w głowie i kilka razy byłam pewna, że powinnam stchórzyć, uciec, wyłączyć  telefon. Im bliżej byłam, tym bardziej się bałam.

Aż w końcu byłam na miejscu.

Zawsze sobie wyobrażałam, że w schronisku wszystkie psy cieszą się na widok człowieka i walczą o jego uwagę, by znaleźć nowy dom. Ale tak jest chyba tylko na filmach familijnych.

Pies, z którym miałam wrócić do domu, był całkiem obojętny. Nie patrzył na mnie, nie reagował na moje „cmokanie”, nie był w żaden sposób zainteresowany moją osobą. A kiedy ją patrzyłam na niego, nie widziałam w nim podobieństwa do Bossa. Był chudy, miał matową sierść i był brzydki.

Zupełnie nie tak sobie go wyobrażałam.

– To jak? Decyduje się Pani? – to pytanie dotarło do mnie jak piorun przecinając szare kłęby moich myśli. I usłyszałam swoją odpowiedź, jakby z innego świata:

– Tak.

Stałam na peronie i czekałam na pociąg. Kurczowo trzymałam smycz, na której drugim końcu stał obcy pies. „Co ja zrobiłam? O czym ja sobie myślałam? Czemu wzięłam psa ze schroniska?”.

Pies popatrzył na mnie i nagle przytulił głowę do mojej nogi. Świeczki stanęły mi w oczach.

– Jesteś mój – powiedziałam psu.

I uwierzyłam, że dam radę.

Nie napiszę, że od tamtej pory żyliśmy długo i szczęśliwie.

Pies, który zwał się Norton, miał wiele problemów, jak lęk separacyjny, agresja lękowa. Mieliśmy dużo momentów frustracji, kiedy i jedno i drugie traciło już głowę. Było kilka sytuacji, z których nie jestem dumna, kiedy płakałam i miałam go naprawdę dość.

Był to mój pierwszy pies i wiedziałam naprawdę niewiele w temacie komunikacji pies-człowiek czy człowiek-pies. Dziś wiem, że były chwile, gdy traciłam cierpliwość, zamiast być dla niego oparciem. Ale gdzieś w podświadomości zawsze był to dla mnie idealny pies.

Bardzo szybko rozkwitł, stał się tak piękny – taki, jakiego chciałam.

Był najwierniejszym przyjacielem przez następne 11 lat.

Dziś nie ma go już z nami od roku. Ale wciąż mam go w sercu – ta miłość nie umarła razem z nim.

Ten pies był moją wielką miłością i gdybym ze wszystkich psów tego świata mogła go mieć jeszcze raz, pomimo tych wszystkich trudnych chwil, chciałabym dać mu jeszcze lepsze życie, więcej cierpliwości, więcej wspólnego czasu, wszystko… Gdybyśmy jeszcze mieli czas…..

Autorka tekstu: Karolina Sokołowska


O adopcjach psa ze schroniska poczytasz w dziale WASZE HISTORIE.

Pokaż wiecej

Marta Adaśko

Absolwentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prywatnie szczęśliwa właścicielka Neli, najpiękniejszej na świecie suczki w typie owczarka niemieckiego. Od dziecka cierpi na nieuleczalną miłość do zwierzaków.

Powiązanie artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button