WASZE HISTORIE

Najlepszego przyjaciela znalazłam… na śmietniku!

Było ponure styczniowe popołudnie. 27 stycznia 2006 roku – 250 rocznica urodzin Wolfganga Amadeusa Mozarta. Zwały śniegu i -26 stopni C. Przypadkowo spojrzałam przez okno.

W śmietniku coś się poruszyło.

Po dokładnym wpatrzeniu się w mglistą szarość, zobaczyłam psa. Rzuciłam bułkę. Zobaczył od razu, ale zbliżał się do niej powoli.

Bał się, był potwornie chudy i osłabiony, a tylne, zmarznięte łapy ledwo się poruszały. Po kolejnych porcjach jedzenia dotarł do ganku.

Na szyi miał zniszczoną obrożę z kawałkiem grubego łańcucha.

Wspaniały owczarek z pięknymi, głęboko myślącymi oczyma. Mieliśmy psa, ale zaczęło się ściemniać i nie można było Kuby zostawić na siarczystym mrozie.

na śmietniku

Choć nie było tego w planach – został.

Miał już wtedy osiem lat i bagaż, nie wiadomo jak strasznych, przeżyć za sobą. Był mądry i wpatrzony w człowieka. Czułam się przy nim spokojna i bezpieczna.

Gdy przeżywałam ciężkie chwile, kładł łeb na moich kolanach i patrzył prosto w oczy swymi wszystko rozumiejącymi oczyma.

Pięknie się uśmiechał. Był dostojny, nawet okoliczne psy czuły przed nim respekt, ale jednocześnie potrafił beztrosko brykać. Szczeniakowato figlować.

Sporo chorował, ale udawało się go przywracać zdrowiu.

Pewnego październikowego wieczora poszliśmy, jak zwykle na spacer. W drodze powrotnej zaczął się dusić. Tej nocy, w lecznicy weterynaryjnej, odszedł.

Choć był z nami tylko pięć lat, Kuba pozostanie moim najwspanialszym, nieodżałowanym, niezastąpionym przyjacielem.


Autorka tekstu: Agnieszka Lewandowska


Pokaż wiecej

Marta Adaśko

Absolwentka Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prywatnie szczęśliwa właścicielka Neli, najpiękniejszej na świecie suczki w typie owczarka niemieckiego. Od dziecka cierpi na nieuleczalną miłość do zwierzaków.

Powiązanie artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button